wtorek, 24 maja 2011

Rozdział I

 Rozdział I
Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Ciągle wydaje mi się, że cały czas widzę tamtego chłopaka. Dziwne. W sumie to chyba pora już obudzić się z tego snu, który zbyt długo trwał i zacząć żyć na nowo. Chłopak, którego kiedyś kochałam, a on mnie nie jest już przeszłością, wczorajszą bajką. Wstałam dziś rano i stwierdziłam, że muszę coś zmienić w swoim życiu: Mam na imię Nadia i prawie osiemnaście lat na karku. Moje życie kręci się wśród trzech rzeczy dom – autobus – szkoła. Życie towarzyskie? Mam grono znajomych niby przyjaciółek, ale one raczej nie rozumieją mojego życia, charakteru, mnie? Chyba coś w tym rodzaju. Mam ostatnio dziwne egzystencje na temat mojego życia. Pora wreszcie powiedzieć stop i zacząć wszystko od nowa.

Obudziłam się wcześnie rano jako, że była sobota to za wcześnie. Przetarłam oczy, ale wiedziałam, że sen już nie wróci. Wstałam z łóżka i je zaścieliłam, miałam trochę pedantyczne usposobienie. Otworzyłam roletę, delikatne Słońce wstawało do życia. Zjadłam lekkie śniadanie, ubrałam się w strój do biegania i zwyczajnie wyszłam z domu pobiegać. W sumie to lubiłam trochę wysiłku z rana, bo dawało kopa na cały dzień. O tej porze raczej nikt jeszcze nie pojawiał się w okolicy. Wbiegłam do lasu. Lubiłam ten świeży zapach natury, ale dziś było tu za spokojnie. Skręciłam w leśną dróżkę, która raczej nie była widoczna z głównego szlaku, bo zagradzało ją bliźniacze drzewo, przynajmniej nikt mi nie przeszkadzał. Cisza i spokój. Biegłabym dalej, gdyby nie huk, jaki usłyszałam, ktoś strzelił z broni. Normalnie to powinnam jak najszybciej stamtąd wiać, gdzie pieprz rośnie, ale coś kazało mi pobiec w stronę, z której usłyszałam strzał. W miejsce dotarłam po chwili. Wydawało mi się, że na tej niby polance już nikogo nie ma. Wytężyłam wzrok i w cieniu drzewa zauważyłam jakąś postać leżącą na mchu. Ogarnęło mnie przerażenie. Ostrożnie podeszłam do niej. Spojrzałam na twarz, to był tamten chłopak ten, który mnie można ująć potrącił.
- Żyjesz? – spytałam – Wezwać pomoc?
Po chwili, która trwała dla mnie wieczność usłyszałam cichutki głos odpowiedzi, który wywołał u mnie drżenie.
- Tak, Nie wzywaj pomocy – odpowiedział stanowczo i z większa siłą.
- Gdzie cię postrzelił? – spytałam
Spojrzałam na miejsce, które uciskał ręka. Oberwał w lewe ramię.
- trzeba zatamować krwawienie powiedziałam spokojnie – kula mogła utkwić w ranie, więc potrzebujesz pomocy medycznej.
Przerwał mój monolog.
- Dam radę, a w sumie zaraz tu będą moi ludzie jeśli tylko pożyczysz mi telefon i będę mógł do nich zadzwonić – spojrzał na mnie i wyczekiwał na decyzję, a ja automatycznie wyciągnęłam w jego stronę telefon Uśmiechnął się w podziękowaniu. Odzyskał już siły na tyle, by móc usiąść. Wystukał jakiś numer i już po chwili z kimś rozmawiał. Skończył i oddał mi telefon.
- Jeszcze raz dzięki – powiedział – Mogłabyś pomóc mi wstać?
- Jasne, daj rękę – chwyciłam go za zdrową rękę i pomogłam wstać.
- Znasz ten las jak widzę. Mogłabyś mnie zaprowadzić do głównej szosy, którą jeżdżą auta? – spytał.
- Ok. Dasz radę iść?
- Nie martw się, bywało gorzej – uśmiechnął się. Zaczął nabierać kolorów i nie był już tak blady jak na początku.
- Jeżeli mogę spytać, to co ty tu właściwie robiłeś o szóstej rano?
- A miałem interes do załatwienia, ale jak widać zbyt dobrze na tym nie wyszedłem – zaśmiał się – a ty, co robisz tak wcześnie rano w lesie i to sama? – spytał.
- Biegałam. No to chyba musimy się pożegnać. Tu jest główna szosa.
- O już na mnie czekają – spojrzał na czarny sportowy samochód stojący niedaleko nas – No to chyba cześć – powiedział.
 - Cześć – odpowiedziałam.
Poszedł w stronę samochodu, ale po chwili odwrócił się.
- Nie zdążyłem zapytać jak masz na imię – powiedział – i właśnie to sobie uświadomiłem – uśmiechnął się do mnie.
- Nadia. A ty?
- Aleks. Trzymaj się Nadia – powiedział i wsiadł do samochodu.
- Ty też – mruknęłam pod nosem.
Nie zdążyłam jeszcze dobrze wejść z powrotem do lasu, gdy usłyszałam samochód odjeżdżający z piskiem i już go nie było. „Chyba tak musi być, nie wszystko w życiu w życiu idzie po naszej myśli. Może nasze drogi znów się zetkną tylko w jakichś milszych okolicznościach, teraz pora wracać do domu”. I znów zaczęłam biec, ale tym razem z powrotem.

Prolog

Prolog
Spojrzałam na zegarek na kuchence było późno – „Nie zdążę na ten autobus” – pomyślałam. Założyłam szybko trampki, zarzuciłam kurtkę, porwałam swoje rzeczy i wybiegłam z domu. Na przystanek miałam tak z dwie minut. Spakowałam klucze od domu i szamotałam się z zamkiem od torebki- „ No nie, znowu”. Szamotałabym się dalej gdyby nie to, że na kogoś wpadłam. Część rzeczy z mojej torebki wylądowała na chodniku. Zaklęłam pod nosem, a zdarzało mi się to rzadko. Właśnie mój autobus odjeżdżał z przystanku. Pojadę następnym. Spojrzałam na winowajcę tego zdarzenia. Kucał do mnie tyłem zbierając moje rzeczy. Po chwili stanął naprzeciwko mnie i podał mi moją torebkę.
- To chyba Twoje – powiedział – Przepraszam za to zderzenie – uśmiechnął się.
Jego uśmiech był taki cudowny, a oczy miał jak dwa oceany.
- Ech, autobus i tak mi już uciekł – powiedziałam smutno – no nic pojadę następnym.
- Jeszcze raz przepraszam – powiedział i odszedł.
Coś kazało mi się obrócić w jego stronę. Spojrzałam, ale nie wiedziałam, że ten zwykły początek dnia będzie początkiem mojego nowego rozdziału w życiu.